Byłeś pięknym miesiącem. Zaskoczyłeś pogodą, ciepełkiem, słońcem i ferią jesiennych kolorów. Uwielbiam ten czas przejścia, kiedy lato jeszcze nie chce odpuścić, a jesień coraz śmielej rozkłada swoje bagaże. Początkiem miesiąca drzewa były jeszcze zielone, a dziś, gdy październik się kończy, większość z nich mieni się złotem i czerwienią.
To był miesiąc nauki dużej cierpliwości i zmian głównie zawodowych. W firmie wydarzyło się coś, co kosztowało mnie mnóstwo stresu, co prawda ta zmiana dotyczy tylko dwóch miesięcy, ale stresowała mnie tak bardzo, że przez kilka nocy nie mogłam spać. Jak to często bywa w praktyce okazało się, że wszystko poszło sprawnie i nie było tak straszne, jak wymalowałam sobie ten obraz w głowie.
Był to też miesiąc, w którym polało się sporo łez z bezsilności, zmęczenia, nałożonej presji (głównie przez samą siebie), może też trochę z przeciążenia. Podobno w życiu musi być balans, prawda? Obok trudnych momentów było też mnóstwo tych dobrych, radosnych, zwyczajnych i to właśnie ich się trzymam, gdy przychodzą gorsze dni. A kiedy lista obowiązków zaczyna mnie przytłaczać, przypominam sobie (albo mąż mi przypomina) złotą zasadę: krok po kroku. Nawet najmniejszy krok to progres. Nawet jedno małe zadanie odhaczone z listy, to już coś!








Wychodzenie ze strefy komfortu
Przepiękna pogoda pozwoliła mi i chłopcom na kilka fajnych wycieczek: do lasu, Parku Miniatur, Ojcowskiej Zagrody, do kuzynów – dzieci spędziły tam weekend, a ja… pierwszy raz w życiu wybrałam się sama (!) do kina na Taylor Swift: The Official Release Party of a Showgirl. I było cudownie! Może dla kogoś to całkiem normalne, ale ja nie lubię robić rzeczy sama i w ciągu ostatnich miesięcy uczę się, że robienie rzeczy samemu jest całkiem fajne i wcale nie jest dziwne! Często podziwiam niektóre dziewczyny na IG, które wybrały się np. w solo podróż, jeszcze na tym etapie nie jestem, ale kto wie… Na sali kinowej oprócz mnie, siedziało tylko dwóch młodych chłopaków w bluzach Taylor i ten widok mnie rozczulił. Zawsze wzrusza mnie to, jak bardzo muzyka potrafi łączyć ludzi i jak jeden artysta potrafi przyciągnąć zróżnicowaną grupę społeczną. Najbardziej można to dostrzec na koncertach, czy festiwalach.
Muzyczny październik
Muzycznie ten miesiąc też był wyjątkowy. Uwielbiam ten czas wyczekiwania na nową płytę artysty, którego słucham. Klimatyczny album „A Wonderful Life” Toma Oddela, premiera nowego albumu Taylor (który mi się podoba!), płyta „Wszyscy jesteśmy Kacperczyk” (doceniam ich vibe i całą otoczkę premiery tego albumu, ubolewam, że nie udało mi się dorwać biletów na trasę halową) oraz EPka „Burning Bridges Into Dust” zespołu The Strumbellas (odkryłam ich kilka lat temu i przepadłam w tych dźwiękach na dobre).
Spokojnie…
Z jesiennego bingo odhaczyliśmy całkiem sporo: kolejną miejscówkę dyniową, wycinanie dyni, pieczenie cynamonek (czy jest coś piękniejszego niż zapach cynamonu unoszący się w domu?). Patrząc wstecz – byłeś dobrym miesiącem, październiku. Niełatwym, ale pięknym. Takim, który przypomina, że nawet wśród chaosu można znaleźć spokój, bo ten spokój jest w nas i trzeba tylko umieć po niego sięgnąć.










