Emile. Joanne. Dwójka nieznajomych, których losy łączą się zupełnie przez przypadek. A może nie zupełnie przez przypadek, wierzycie w znaki? Ja wierzę, bo doświadczam tego na co dzień, nasi bohaterowie też, ale to rozumiemy dopiero w trakcie opowieści.
Skoro nie można się cofnąć, trzeba znaleźć najlepszy sposób, by pójść naprzód.
„Cały ten błękit” – daj się porwać opowieści
Emile, traci pamięć (cierpi na wczesną demencję, ma niespełna 30 lat), swoje życie, spokój, czeka go niepewność, niewiedza, lęk. Joanne, zmaga się z czymś bardzo trudnym, jest specyficzna, milcząca, początkowo nie daje siebie polubić, ani czytelnikowi, ani Emile’owi. A jednak to właśnie ta dwójka wyrusza wspólnie w podróż kamperem po malowniczej Francji. Nie wiedzą, dokąd jadą. Nie mają planu. Nie szukają odpowiedzi. Po prostu – jadą. I to życie zaczyna ich prowadzić.
Czasami pozwalamy, żeby nasze uczucia nas osłabiały. Miłość, ta prawdziwa, zawsze powinna sprawiać, że czujemy się więksi. Nigdy na odwrót.
Magia codzienności i francuskich krajobrazów
Autorce udało się stworzyć klimat, który wciąga od pierwszych stron. Opisy miejsc są tak plastyczne, że czuć klimat małych francuskich miasteczek, czuć wiatr we włosach gdzieś wysoko w górach, słychać szum strumyku, gdy bohaterowie idą na przechadzkę. Ta podróż nie jest tylko tłem – staje się pełnoprawnym bohaterem.
„Cały ten błękit” prowadzi nas przez kilka miesięcy życia w drodze Emile’a i Joanne. Obserwujemy z nimi, jak uczą obsługiwać się kampera, jak uczą się życia w drodze, jak walczą ze swoimi słabościami, trudnymi emocjami i tym, co zostawili za sobą.
To historia o powolnym znikaniu, silnym, potężnym przywiązaniu, przyjaźni, doświadczaniu życia, zwracania uwagę na szczegóły, uważności, przebaczeniu, drodze do odnalezienia siebie, pogodzeniu się ze stratą. Na tych 700 stronach jest mnóstwo wątków – los łączy ze sobą zdarzenia, które rozumiemy dopiero, gdy spojrzymy na nie wstecz.
Nigdy właściwie nie zdawał sobie sprawy, zanim poznał Joanne, że mijał się z własnym ojcem. To było jak przegapione spotkanie. Przykład człowieka pochłoniętego przez codzienność. Człowieka, który nie potrafił żyć teraźniejszością, który przez całe życie martwił się o przyszłość.
Narracja, która nadaje głębi
Warto zwrócić uwagę na narrację w książce – początkowo pisana z perspektywy Emile’a, przeżywamy wszystko jego oczami, a później niepostrzeżenie, gładko przechodzi ona na Joanne. I w końcu przeskakuje z jednego bohatera na drugiego. Jest to według mnie genialny zabieg, dzięki któremu czytelnik jeszcze bardziej może wczuć się w emocje każdego bohatera. Książka „Cały ten błękit” początkowo może sprawiać wrażenie nudnej, nie jest to dynamiczna opowieść, toczy się swoim własnym torem, ale pozwala doświadczać głębi uczuć, przeżyć wszystkie przygody bohaterów, zżyć się z nimi. A rozstanie jest wyjątkowo bolesne i ta historia zostanie w moim sercu na zawsze. Drugą połowę książki przepłakałam, niesamowicie mnie wzruszyła i poruszyła.
Jeśli zostanie, sytuacja zrobi się nie do zniesienia. Śmierć zacznie zajmować coraz więcej miejsca, tłamsząc wszystko inne, i nie będzie między nimi już nic oprócz tej przykrej woni, tego gorzkiego smaku zbliżającego się końca.
Dla kogo jest „Cały ten błękit”?
Jeśli szukasz czegoś więcej niż tylko fabuły – jeśli chcesz doświadczyć historii, poczuć ją całą sobą – to ta książka jest dla Ciebie. Zarezerwuj sobie na nią spokojny czas. Nie czytaj w biegu. Delektuj się każdym rozdziałem, zanim nadejdzie jej nieubłagany koniec.
Chwila obecną ma pewną przewagę nad wszystkimi innymi: należy do nas.